Pokazywanie postów oznaczonych etykietą short story. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą short story. Pokaż wszystkie posty

24 kwietnia 2018

Nie(o)publikowana (o)powieść nie tylko lotnicza

Wiosną 2015 roku, dzięki jednemu z moich czytelników, moje opowiadania lotnicze trafiły do zaprzyjaźnionego z nim właściciela pewnego wydawnictwa. Obaj to aktywni lotnicy i moje utwory zrobiły na nich spore wrażenie. 


Po krótkiej wymianie zdań usłyszałem: opowiadania są dobre i powinny zostać wydane. Przy okazji dowiedziałem się, że jako autor potrzebuję „nowego otwarcia”, bo ten mój cały self-publishing to obciach. Powinienem także wycofać ze sprzedaży niektóre utwory, związać się z wydawnictwem i od nowa zacząć budować swojej nazwisko. Nie ukrywam, że jestem samodzielnym publikowaniem odrobinę zmęczony. Każdą, sensowną propozycję poddaję przemyśleniom. A, że wspomniane wydawnictwo dotąd opublikowało kilka wysokiej jakość książek o tematyce  lotniczej, uznałem, że warto. Tym bardziej że oficyna w katalogu ma także dzieła beletrystyczne gwiazd krajowego rynku książki.


Jestem zmęczony samopublikowaniem

Ustaliliśmy, że moje opowiadania lotnicze, jakie wcześniej ukazały się w zbiorach pt. „Do widzenia” oraz „Powietrze jest zimne” pojawią się w nowym, ekskluzywnym wydaniu książkowym, bez edycji elektronicznej. Każdy utwór miał zostać opatrzony wysokiej jakości grafiką autorstwa pewnego artysty, specjalizującego się w malarstwie lotniczym.  

Dodatkowe warunki brzmiały: właściciel wydawnictwa przeprowadzi redakcję merytoryczną, a ja napiszę 2-3 zupełnie nowe, dodatkowe utwory. Nakład miał wynieść 500 egzemplarzy, sprzedaż bez szerokiej dystrybucji, honorarium autorskie 830 zł brutto i wycofanie ze sprzedaży obu wcześniej wspomnianych zbiorów. Brzmi niespecjalnie zachęcająco, prawda? Nie do końca, a o tym zaraz. 

Rzecz w tym, że tematyka lotnicza to nie gotowanie i grupa odbiorców jest wąska. Nie ma co liczyć na duże nakłady, bo era wielkich pisarzy-pilotów jest za nami. I Aleksander Sowa nie zostanie drugim Antoine de Saint-Exupéry’m. Jedyne, co mnie zachęcało, to prestiż tradycyjnej ścieżki wydawniczej i nieszczęsne „nowe otwarcie”. Pomyślałem, że może faktycznie jest mi ono potrzebne?  

Zamiast 2-3 opowiadań zaproponowałem jeden utwór za długi na opowiadanie i za krótki na powieść pt. „O człowieku, którzy patrzył w niebo”. Potem wymieniliśmy 27 e-maili i przeprowadziliśmy kilka rozmów telefonicznych. Wydawca wprowadził poprawki w pięciu z jedenastu utworów… Przez dwa lata. Potem zapadła niczym nieskrępowana cisza.

W międzyczasie powieścią pt. „Punkt Barana” zainteresowałem jedno z największych wydawnictw beletrystycznych w Polsce. Uzyskałem zapewnienie, że nie tylko ona zostanie wydana, ale również „Era Wodnika” i cała seria astronomiczna. Jak się zapewne domyślasz, wydanie opowiadań lotniczych dla prestiżu w tej sytuacji przestało już mieć znaczenie. Tym bardziej, kiedy dowiedziałem się, że publikacja opowiadań w nowym wydaniu potrwa kilka lat! Rozstaliśmy się w zgodzie, z zastrzeżeniem, że może zrobimy jeszcze kiedyś drugie podejście. Nie zrobiliśmy.


Pomyślałem, czy to faktycznie jest mi potrzebne?  

Przez prawie rok nic z O człowieku, który patrzył w niebo” nie robiłem. Czekał na twardym dysku właściwie gotowy do rozpowszechniania. Na początku tego roku uznałem, że nadszedł odpowiedni moment i wydam go samodzielnie. Okładkę zaprojektowałem ze zdjęcia zrobionego kiedyś na obozie szybowcowym w Bezmiechowej, złożyłem e-booka i książkę. Wydałem, jako oddzielną „małą” powieść. 


Książka jest opowieścią o niezwykłej przyjaźni, walce ze słabościami i spełnianiu marzeń. To fascynująca relacja lotnicza, która wierzcie mi – porwie was i wzbudzi wiele mocnych, pozytywnych emocji. I nie tylko, jeśli kochacie spoglądać w niebo i  fascynuje was lotnictwo.  

O człowieku, który patrzył w niebo” jest uniwersalną historią, która do końca trzyma czytelnika w napięciu, a lotnictwo w niej stanowi tło, na którym poznaje życie głównego bohatera. Książka z pewnością znajdzie uznanie także poza środowiskiem pilotów. Zresztą przeczytajcie sami, co napisał o niej jeden z czytelników…



Książka jest już dostępna w edycji elektronicznej 
i papierowej

Powieść najpierw pojawiła się w edycji elektronicznej. Zaczęła się sprzedawać, uzyskała pierwsze pozytywne oceny. Zdecydowałem się na edycję książkową. Jest już dostępna nie tylko w Amazon.  Książkę można zamówić także na stronie w EMPiK-u (nie ma jej w salonach). Jeszcze raz polecam wszystkim gorąco. 

18 kwietnia 2018

Literacka kategoria papierowa

Kiedyś, dawno temu, przeczytałem zbiór nowel pt. „Cztery pory roku”. O ile dobrze pamiętam, Stephen King we wstępie napisał coś, co trafnie oddaje kwestię takich krótkich form. Mniej więcej brzmiało to tak: są za długie na opowiadania, ale za krótkie na powieść. 

Powieść jest utworem narracyjnym, występują w niej dialogi, akcja oraz opisy natury. Jest wielowątkowa, dzielona na rozdziały, a jej objętość to 4,5 – 23 arkusze wydawnicze. Jej fabuła rozwija się liniowo, w sposób chronologiczny, chociaż wiele powieści współczesnych zrywa z klasycznym schematem powieści. 

Nowela jest krótsza, ma jasno zarysowaną, zwykle jednowątkową akcję wyraźnie biegnącą w kierunku klimaksu. Brak tu rozbudowanych opisów przyrody i pogłębionej charakterystyki bohaterów. Akcja noweli powinna opierać się na pewnym, przewodnim motywie, a jej długość to od 7,5 do 40 tysięcy słów. Czyli nie więcej niż jeden arkusz wydawniczy.

Przy opowiadaniu przyjmuje się, że ma ono nie mniej niż tysiąc i nie więcej niż 20 tysięcy słów. Inna szkoła twierdzi, że nie powinno być dłuższe niż 4 tysiące wyrazów. Opowiadanie ma luźniejszą konstrukcją niż nowela. Mamy więcej tu opisów, refleksji oraz wyraźniejsze postacie drugoplanowe. Edgar Allan Poe uważał, że opowiadanie powinno być przeczytane na jednym posiedzeniu („one pitting”), jakkolwiek się to może kojarzyć z papierem toaletowym. 

W dorobku mam kilkanaście takich właśnie, krótkich form. W większości opublikowałem je w zbiorach autorskich („Do widzenia” oraz „Powietrze jest zimne”). Przyjmując, że ich cechą charakterystyczną jest motyw dominujący, cały pierwszy zbiór powinien zawierać nowele, bo przecież każdy utwór (utworek) opiera się właśnie na różnie pojętego motywie pożegnania. Pozostałe nie powinny się w nich zaleźć. 

Niezależnie od papieru toaletowego, zamykanie literatury w pewne szufladki jest według mnie, co najmniej kontrowersyjne.  Wolę na swój użytek korzystać z nazw „krótkie formy” albo „duża powieść”. Resztę zostawiam uniwersytetom i czytelnikom pism drukowanych na szarym, czarnobiałym papierze o wspominanej gramaturze, których prawie nikt w EMPiK-u nie kupuje i na pewno nikt nie czyta. 

Mój utwór pt. „Zauroczenie” z 2013 roku ma objętość 4 arkuszy wydawniczych, czyli ok. 160 tysięcy słów. Według klasyfikacji objętościowej nie jest opowiadaniem, nie jest również nowelą.  Czy wobec tego nie powinienem takiego utworu wydawać? Wierzcie lub nie, znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że byłoby szkoda, gdyby nie istniał. Sam możesz się o tym przekonać >>>>>

Stanowczo nie zgadzam się na przyjmowanie za kryterium klasyfikacji utworu jego objętości. To nie boks, gdzie kategorię papierową zamyka 49 kg wagi zawodnika, a pięściarstwo superciężkie otwierają zawodnicy ważący więcej niż  91 kg. Dlaczego Wam zawracam tym głowę? We wcześniejszym wpisie pisałem „duża powieść”. Czy zatem może być też mała? Na pewno może być krótka. 

Walka bokserów w wadze papierowej nie musi być mniej emocjonująca niż tych, w kategorii superciężkiej. Krótka forma (mała powieść) może dać czytelnikowi emocje. W boksie mamy kategorie wagowe, a w literaturze… No cóż, opowiadanie, nowela, powieść. Nie wiem. Nie jestem krytykiem, nie pisuje recenzji. Zamiast nich opowiadania, nowele, powieści, małe i duże. W odpowiedzi napiszę, co będzie na tym blogu za kilka dni:  

Pojawi się wpis o mojej nowej „małej” powieści. Przeczytacie o tym, jak przeszła drogę od mojego komputera do czytelników i dlaczego opublikowałem ją dopiero teraz. Ot, wpis o zbyt krótkiej powieści, za długim opowiadaniu i nieco za bardzo rozbudowanej noweli. Taka sobie short story, „mała” powieść, czyli literacka kategoria papierowa.

Nie każda książka to piętnastorundowy pojedynek. Nie zawsze walczy Muhammad Ali i Sonny Liston. Czasem wystarczy tylko kilka rund. A nokaut i tak przynosi naprawdę niemałe emocje. Szczególnie tym, którzy naprawdę kochają ten sport. Zapraszam  tutaj za kilka dni, powinno być naprawdę ciekawie, jeśli tylko lubicie „małe” powieści i duże emocje. 

Pisarz-morderca, ofiara systemu, czy brutalny zabójca?

W 2003 roku ukazała się powieść pt. Amok. Dwa lata później zbrodnia w jej treści wydała się śledczym zaskakująco podobna w szczegółach do pe...