W Amazonie, Empiku,
Virtualo, Google Play, Smashwords i dziesiątkach innych, polskich i światowych
księgarni internetowych właśnie pojawiła się moja najnowsza powieść pt. „Punkt
Barana”. Choć jest naprawdę dobra, nie ma szans na sukces. Dzisiaj będzie o tym,
dlaczego tak jest.
Zacząłem ją pisać osadzając Emila Stompora, bohatera z mojej
pierwszej powieści kryminalnej pt. „Era Wodnika” w nowej rzeczywistości. Akcję
umiejscowiłem kilka lat po wydarzeniach, jakie rozegrały się na kartach „Ery
Wodnika”. Mój bohater wpada w nowe kłopoty i niebezpieczeństwa. Mamy śledztwo,
zabójstwa, intrygi, wielką politykę, dużo dialogów i sporo przekleństw. Do tego
Warszawę, Hamburg, Biuro Spraw Wewnętrznych Policji, Agencję Bezpieczeństwa
Wewnętrznego i akcję często opartą na prawdziwych wydarzeniach. Policyjna i
przestępcza rzeczywistość, jaka otacza bohaterów powieści, jest prawdziwa i gorzka, jak czarna kawa, bez cukru.
Rzeczywistość otaczająca bohaterów powieści,
jest prawdziwa i gorzka
No dobrze, skąd wiem, że moja nowa powieść jest dobra? Przechwalam
się czy stosuje wątpliwe moralnie chwyty marketingowe? Otóż nie. Tuż po napisaniu
„Punktu Barana” wysłałem manuskrypt do kilkunastu najpoważniejszych wydawców. Jak
się można spodziewać, nie otrzymałem prawie żadnej odpowiedzi. Prawie, bo Pani redaktor
jednego z największych wydawnictw jednak zatelefonowała. Spotkaliśmy się potem w
Warszawie i dowiedziałem się, że w ich wewnętrznym systemie punktacji „Punkt
Barana” otrzymał aż 8 na 10 punktów, więc książkę biorą. Osiem na dziesięć to
jednak nota niczego sobie, założyłem więc, że książka jest dobra.
Ustaliliśmy warunki współpracy, polegające na braku zaliczki
(rzecz jasna), dziesięcioprocentowym honorarium oraz pilotażowym nakładzie trzech
tysięcy egzemplarzy plus serii bliżej niesprecyzowanych działań promocyjnych.
Niestety jednak potem trzykrotnie zapadała decyzja o odrzuceniu propozycji
wydawniczej, a następnie jej przyjęciu. Minął rok, a wydawnictwo miejsca na
„Punkt Barana” w swoim planie wydawniczym nie znalazło. Umowy nie podpisaliśmy,
więc jak przystało na prekursora samodzielnego wydawania książek i e-booków w
Polsce, powieść opublikowałem bez wsparcia.
W tej chwili jest ona dostępna w polskich księgarniach internetowych, jako e-book w trzech formatach (PDF, MOBI i EPUB), w cenach ok. 10-15 zł oraz w księgarniach światowych w cenie 2,99-3,68 USD. Można ją zamówić także w wersji papierowej w cenach 29-33 zł i ok. 10 USD za granicą. Najtaniej jest w EMPIk-u, więc jeśli mogę wtrącić trochę reklamy to polecam zakup „Punktu Barana” zarówno w edycji elektronicznej jak papierowej właśnie tam. Jest najtaniej (e-book za 11,73 zł a edycja papierowa za 29,49 zł) z darmowym odbiorem w salonie albo wysyłką (od 6,90 zł kurierem) i możliwością płatności przy odbiorze. Wróćmy do meritum.
Powieść opublikowałem bez wydawnictwa
W tej chwili jest ona dostępna w polskich księgarniach internetowych, jako e-book w trzech formatach (PDF, MOBI i EPUB), w cenach ok. 10-15 zł oraz w księgarniach światowych w cenie 2,99-3,68 USD. Można ją zamówić także w wersji papierowej w cenach 29-33 zł i ok. 10 USD za granicą. Najtaniej jest w EMPIk-u, więc jeśli mogę wtrącić trochę reklamy to polecam zakup „Punktu Barana” zarówno w edycji elektronicznej jak papierowej właśnie tam. Jest najtaniej (e-book za 11,73 zł a edycja papierowa za 29,49 zł) z darmowym odbiorem w salonie albo wysyłką (od 6,90 zł kurierem) i możliwością płatności przy odbiorze. Wróćmy do meritum.
Czy żałuję, że moja książka nie poszła nakładem XXXX S.A?
Oczywiście, że tak! Tym bardziej że negocjacje zakładały wydanie również „Ery
Wodnika”, a także umowę na dwie, lub trzy kolejne części cyklu
„astronomicznego” (kolejne części to:
„Gwiazdy Oriona”, „Konstelacja Artemidy” oraz „Znak Wagi”). Zapytacie, co
dałaby mi współpraca z XXXX S.A, a czego sam nie mogę w tej chwili uzyskać? Przecież
książka jest i tak dostępna? Jest też ebook i to we wszystkich możliwych
formatach (Smashwords oferuje oprócz trzech najpopularniejszych również LRF,
PDB, TXT, HTML no i DOCX).
Prawie na pewno, jako autor niezależny zarabiam
więcej niż oferowane dziesięć procent od jednego sprzedanego egzemplarza, a na
sprzedaż w zagranicznych księgarniach z pewnością nie miałbym co liczyć. Tak,
nie miałbym – nie znam polskiego, poważnego wydawcy, który skutecznie współpracowałaby
w tej chwili w zakresie sprzedaży e-booków np. z Amazonem. Tak, generalnie zarabiam
dużo więcej niż 10% na jednym egzemplarzu (choć za edycje papierowe sprzedawane
przez Amazon, CreateSpace i Lulu dostaję ledwie 3-8%). Zatem co dałoby takiemu
autorowi jak Aleksander Sowa podpisanie umowy z
XXXX S.A? Hm… Skalę, wsparcie, odciążenie i renomę.
Umowa z wydawcą daje czas, skalę i renomę
Już wyjaśniam. Wydając wcześniejsze książki z dobrymi
wydawnictwami, a do takich zaliczam np. Złote Myśli lub Wydawnictwa Komunikacji
i Łączności, tak właśnie było. Wsparcie otrzymałem na kilku poziomach: począwszy
od pracy nad tekstem, poprzez sprawę okładki, oferty promocyjnej, na skutecznej
promocji oraz dystrybucji skończywszy.
No właśnie – promocja i dystrybucja. Moja książka, chociaż teoretycznie mogłaby
być skazana na sukces, tego sukcesu prawdopodobnie nigdy nie osiągnie. Nie
osiągnie, o ile nie zainteresuje się dziełem mainstreamowy wydawca. Samodzielne wydawanie książek (w obu formach:
papierowej i elektronicznej) oznacza bowiem ograniczony krąg odbiorców. O ile w
przypadku wydawania e-booków jest odrobinę łatwiej, to przy książkach
papierowych mamy tutaj ogromną przepaść.
Samodzielne wydanie
książki oznacza skierowanie jej do ograniczonej, dość wąskiej zazwyczaj grupy
odbiorców. Oczywiście wielu autorów – w tym ja sam – ma pewną grupę stałych
czytelników. Sukces samodzielnego autora zależy od skupienia ich wokół siebie, jednak
skala odbioru, jaką można uzyskać współpracując z dużym wydawnictwem, jest
nieporównywalna. Podpisanie umowy
wydawniczej skutkuje również tym, że z barków niezależnie działającego autora spada
wszystko, czym musiał się zająć wcześniej – z wyjątkiem oczywiście pisania. Mam
tu na myśli: redakcję, korektę, skład, konwersję do formatów elektronicznych, projekt
okładki, wprowadzenie do dystrybucji, rozliczenia z księgarniami i wszelkie
działania promocyjne.
Samodzielny autor, może
zawalczyć o to, aby jego produkt był dostępny w najważniejszych kanałach
dystrybucyjnych, nadal jednak nie ma szans w starciu na tym polu z dużym,
prężnie działającym wydawcą. Dużemu jest łatwiej. Na moim przykładzie: moją
książkę (jak wspomniałem) można kupić prawie wszędzie w edycji elektronicznej jednak
próżno jej szukać na półce księgarskiej – można ją kupić jedynie na zamówienie
w ledwie kilku księgarniach. Zakładany w negocjacjach z wydawnictwem nakład
pilotażowy trzech tysięcy egzemplarzy oznaczałby jej dostępność prawie we
wszystkich księgarniach stacjonarnych w Polsce. Osiągniecie tego samodzielnie,
oznacza wyłożenie kilkanaście tysięcy złotych na początku i zdobycie kanałów dystrybucji
książki, a to wcale nie jest proste i tanie.
Choćbym nie wiadomo
jak się wytężał, jak bardzo przykładał się do działań promocyjnych, nie jestem w stanie osiągnąć wyników dużego
wydawnictwa. Mogę zbudować świetną ofertę, stronę www, profil na Twitterze,
Google Plus czy Facebooku, Instagramie i zasypywać swoich odbiorców mailingiem oraz
wpisami na blogu jednak wciąż dotyczyć to będzie wyłącznie moich subskrybentów.
To z pewnością przełoży się na pewien sukces, ale w porównaniu ze skalą dużego
wydawnictwa to kropla w morzu. Nie dotrę do czytelników, którzy mnie nie znają,
a przynajmniej nie od razu.
Czy mogę osiągnąć wyniki dużego wydawnictwa?
Nie ma wątpliwości,
że duży może więcej: jest w stanie zainwestować w reklamę książek, zorganizować
i zrealizować profesjonalną kampanię promocyjną, wysłać mailing do kilkuset
dziennikarzy. To wszystko oznacza kilkadziesiąt omówień premiery w
ogólnopolskich mediach, recenzje w portalach czytelniczych, plakaty, standy,
stoiska na targach książki czy spotkania autorskie. Innymi słowy sprzedaż. Autor niezależny, samodzielny, self-publisher,
czy jak jeszcze zwał to, czym się zajmuję, nie jest w stanie tego osiągnąć.
Wreszcie mamy
renomę. Szczególnie u nas, że autor związany z dużym, dobrze postrzeganym
wydawnictwem jest automatycznie odbierany przez czytelników jako twórca
wartościowych pozycji. I jest w tym wiele racji, bo publikacje wydawane przez
uznane wydawnictwa są w większości dopracowane redakcyjnie, merytorycznie oraz
przechodzą wydawnicze sito. Jego oczka są wprawdzie utkane nie tylko z wysokich
wymagań co do jakości, bo liczy się przede wszystkim pieniądz, niemniej wydanie
w dobrym wydawnictwie to dla debiutanta renoma i prestiż. Basta.
Więc teoretycznie skazany
na sukces „Punkt Barana” tego sukcesu nie osiągnie ;-) Nie wiem, co
wpłynęło na decyzję o niepublikowaniu „Punktu Barana”. Wiem jednak prawie na
pewno, że powodem nie był manuskrypt, oceniony – jak wspomniałem wysoko. Pamiętam
też, że Pani redaktor wspominała o mojej self-publishigowej działalności i mam
wrażenie, że z pewną rezerwą. Usłyszałem, że dobrze byłoby skończyć z tym, wycofać
inne niż kryminalno-sensacyjne książki z mojego dorobku, bo pisanie w różnych
gatunkach jeszcze żadnemu autorowi nie wyszło na dobre. A self-publishing, owszem
jest inspirujący i raczej pozytywny, ale tylko raczej. No cóż – mają
doświadczenie biznesowe, pewnie mają rację.
Bez wydawcy, a e-booka można kupić prawie wszędzie.
Edycja papierowa jest dostępna na zamówienie
Pomimo oczywistych zalet samodzielnego wydawania, okazuje
się, że nawet dobry produkt nie obroni się sam – to reklama jest najważniejsza.
Po latach działania, jako self zaczynam dochodzić do wniosku, że jedyną naprawdę
liczącą się zaletą samodzielnego wydawania jest fakt publikacji. A reszta? Wszystkie
zalety self-publishingu jawią mi się jako jego wady – również z tą pierwszą, najważniejszą.
Właśnie dlatego (między innymi) powstał ten wpis.
Musisz drogi Aleksandrze popracowac nad stylem i jakoscia pisanych zdan. Musisz poszukac swojego jezyka, bo na razie to tylko zrzynasz od innych i zupelnie nie rozumiejac na czym polega roznica miedzy Twoimi ksiazkami,a ksiazkami zagranicznych pisarzy. Pamietaj, ze oni byli najpierw docenieni u siebie, a my czytamy tlumaczenia, to co innego. Moim zdaniem w swoich ksiazkach robisz podstawowy blad polegajacy na tym, ze zanudzasz szczegolami a nie skupiasz sie na tym co naprawde ciekawe i istotne. Nie trzeba za kazdym razem udowadniac swojej fachowosci w opisie czegos,od tego jest wikipedia. Zawsze najbardziej liczy sie dobra narracja, ciekawy bohater, humor i zaskoczenie. Popracuj nad czyms naprawde dobrym, oryginalnym, rozwijaj sie z ambicja, bo na razie stoisz w miejscu od lat a wymagasz sukcesu. Sukces zawsze siedzial w jakosci. Jestes mocny zawodnik i nieglupi facet,trzymaj sie:-)Z wyrazami szacunku - Przemo.
OdpowiedzUsuńDziękuję za uwagi. Ponieważ nie zgadzam się z opinią jakobym „zrzynał od innych” będę zobowiązany za jej rozwinięcie.
OdpowiedzUsuń